wtorek, 4 marca 2014

Piotr Wielki i Wspaniały

Jedna z najzabawniejszych wycieczek, na jakich byłam. Wyjazd z grupą urzędników, z których wszyscy mężczyźni żonaci, a 3/4 kobiet to singielki. Jak w większości przypadków zresztą w ciągu ostatnich lat.
Późny wieczór, jacuzzi, rozmowy po zakrapianej kolacji, kieliszki szampana w rękach.
Jedna z kobiet (Sylwia, 34 lata) zaczęła spotykać się z nowym chłopakiem. Ma on na imię Piotr - podobno ani urodziny, ani tym bardziej przemądrzały. I podobno co chwilę - wg jego opowieści - ratuje świat: to wyciąga starszą panią z płonącego budynku, to rzuca się pod koła rozpędzonego samochodu, pod którym prawie, prawie ginie matka z dzieckiem, a to skacze do przerębli, by ratować sąsiada, a to jeszcze wspomina, jak wyciągnął małego chłopczyka z... Wielkiego Kanionu.
Sylwia: To jeszcze nic. Jego przodkami byli wielcy tego świata. Już nie łapię, który z nich czego dokonał, ale uwierzcie, sporo ich było. Ostatnio do opowieści z palca wyssanych doszła ta o przemocy w rodzinie.
Dopytujemy, więc Sylwia opowiada.
Sylwia: Znowu kłamał, więc go sobie olałam, a że chciał, bym go słuchała, usilnie próbował zabrać mi książkę, nad którą się skupiałam, więc go nią walnęłam. Nie tam jakoś mocno, bo lekko. Wykrzyczał mi, żebym nigdy więcej tego nie robiła, bo on był bity w dzieciństwie. Nie mogłam tego słucham i poszłam się wykąpać.
Ja: Jego ojciec, wielki bohater, bił własnego syna?
Sylwia: To dziadek był bohaterem.
Ja: Jeszcze lepiej - dziadek, bohater nad bohaterami, wychował syna sadystę, który z kolei wychował syna bohatera przewrażliwionego z przewrażliwionych?
Jeden z urzędników: Ty, on powinien zostać symbolem Polski. Cierpiał w młodości, niemal za milijony, a teraz ratuje świat.
Ja: Przedmurze zła normalnie.
Sylwia: Bastiony Europy, moi drodzy. Winkelried narodów.
Ja: Mesjasz Europy.
Sylwia: A ja? A ja co?
Ja: Tyś częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie dobry czyni. A tyś jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa.
Parsknęliśmy śmiechem.
Sylwia: Zimna i sucha to podobno jak najbardziej.
Jeden z mężczyzn: A może imię jego jest czterdzieści i cztery?
Ja: A może ona ma widzenie? Widzenie księdza Piotra?
Sylwia: I widzi gdzie? Przed oczyma duszy mojej. I widzi cuda na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom. Na przykład pływanie pod krą... Eh, przy całej mojej, dość bogatej wyobraźni, nie umiałabym takich rzeczy przeżyć choćby i w tej wyobraźni, jakie on przeżył w realnym świecie.
Jedna z kobiet, mężatka: Przyciągasz samych idiotów.
Sylwia: Ja ich chyba nie tyle przyciągam, co wybieram. I to jest najgorsze... A wiecie, znalazłam wiersz o mojej sytuacji.
Mężczyzna, który cały czas siedział cichutko: Sylwia, błagam!
Sylwia: Tak, wiem, że nie lubisz poezji, bo nie znosisz tego skurwysyna Wojaczka, ale pozwólcie:

Całuj jeszcze!
Całuj jeszcze! szalone, wściekłe usta twoje!
Tak z nich upić się można, jako z czary wina!
A cóż, że kłamią? — owszem, i ja kłamię także.
Ani ja cię nie kocham, ani ty mnie. Głupstwo!
Znamy dobrze swe kłamstwo, swe kłamstwo kochamy,
Tę grę zwinną nad ogni pożerczych otchłanią,
I te usta szalone, usta nasze krwawe,
W płomień jeden stopione, z rozkoszy omdlałe,
I na rozkosz krwią żywą znowu wzbierające!
Chociażby wszystko było kłamstwem — cóż mi oto,
Kiedy prawdą jest rozkosz twoich ust, dziewczyno!
Kłam i całuj! Gorące! wściekłe usta twoje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz